Jest wiele skojarzeń pojawiających się na myśl o jesieni…. Mgły nad łąkami, dymy ścielące się nisko nad ziemią, zbieranie grzybów, obłęd barw jesiennych liści, czerwień worków papryki, zapach leczo unoszący się w kuchni…
I to jest właśnie bohater dzisiejszego spotkania:
Papryka, a więc leczo
A dokładnie, to: papryka, cebula, czosnek według mnie to podstawa. I obowiązkowo coś z dymem: wędzona słonina, wędzony boczek, kiełbasa lub w wersji wege wędzona papryka. Jesień bez dymu to nie jesień.
A teraz krótka instrukcja:
Przesmażamy słoninę lub boczek, następnie wrzucamy na to posiekana cebule i czosnek. Smażymy na dużym ogniu, cebula ma się zrumienić, wiecie, że przysmażona cebula to inna jakość.
NA smażącą się cebulę i czosnek dajemy pokrojona paprykę. Sposób krojenia każdy musi wybrać sobie sam:) jedni wybierają elegancką drobna kostkę inni perfekcyjne paseczki. Ja wolę rustykalne duże kawały papryki, ćwiartki cebuli i całe ząbki czosnku.
Papryka powinna też się przysmażyć, te rumiane miejsca dają najwięcej smaku. Posypujemy wszystko dużą garścią papryki słodkiej i maleńka garstką ostrej, mieszamy, mieszamy, mieszamy. Następny ruch, to zmniejszenie temperatury. Trzeba to w końcu trochę poddusić. Sypiemy sól, pieprz dla chętnych trochę kminku. I czekamy.
Czekamy.
Czekamy.
(tutaj niektórzy dodają pomidory)
Czekamy.
(inni dodają kiełbasę)
Odstawiamy z ognia (dziwnie się to pisze w dobie płyt ceramicznych i indukcji)
Próbujemy, doprawiamy, czekamy 10 minut (bo gorące) i atakujemy!